Otwieram oczy, świat się wczoraj nie skończył,
kredyt nadal niespłacony, ale jest szansa
na kolejny ból głowy.
Wydaje się, że od wczoraj nie zmieniło się wiele.
Smutne święta jak nadchodziły, tak nadchodzą,
choinki wciąż nie lubię ubierać
i nigdzie nie ma karpia.
Zima daje popalić, skromne minus dziesięć
wystarczyło, żeby mnie zniechęcić
do spaceru pod sosnami.
Zabrałam się za pakowanie prezentów
w zakamuflowane frustracje.
Dzisiaj jest pierwszy dzień po końcu świata. :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj, jest następna szansa na koniec Świata,jak co dnia....
OdpowiedzUsuńTak, cyklicznie, a w skali mikro dla wielu świat kończy się każdego dnia...
OdpowiedzUsuńJam Wizja.Znowu następny blog?To musi być dziedziczne!no dobra,dobra, rozejrzę sie po terenie.
UsuńCześć Wizjo. Rozglądaj się do woli, ale nie spodziewaj się narazie cudów, bom ja niepisata i niekumata przy tych świętach. Za dużo posiłków dla ciała i duch strajkuje :)
UsuńPs. Byłaś już na blogu Anki? :)