Zawsze byłam, niekiedy bywałam,
jak zatrzaśnięty w kokonie półmotyl -
półgąsienica, w półprzejściu, w półpląsie.
Jak żółw, który nie może dopełznąć do morza,
jak patyczak indyjski wciśnięty w szpary klatki.
Wiszę za jedno skrzydło, a ono jest złośliwe,
cienkie i delikatne - grozi rozerwaniem.
Dużo trzasku i piór uwięzionych w krtani,
taki tani dyskomfort prosto od biedronki,
żuczka, czy tam łączki, nad którą się wisiało.
Nie powieszę już na lodówce naszych wierszy,
nie spojrzę za okno. Okno i lodówkę powieszę
w garażu podziemnym.
Tam gdzie dużo miejsca, mało światła
i cuchną spaliny. Gdzie przed nami
byli już ludzie i zmienili bieg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz