Niemłoda smoczyca odrzuca
łuski wierszy z niekłamanym wstrętem.
Tak w bólu i niechęci rodzi się kura domowa z rosołowym odmętem.
Chór:
To na następnym zakręcie, w znoju i zamęcie,
nowe rozpoczęcie. I tu mamy sedno, mirabelki
i szczaw to
jedno. Szumowiny nie szumią, one
się gramolą. Wespół z
kiełkami i młodą rukolą.
Rozedrgany kurnik toczy żywot własny w tłustym garze,
w kuchennym stłumionym oparze smaży się udko, tylko
jedno.
Chór:
To na następnym zakręcie. Znużenie albo zadęcie, po
co nam
milion braw, skoro
na podwórzu mamy staw. I oko w rosole.
Ja się nie gramolę. Wiem, że smoki mają mnie w
zespole.
Kura domowa to ja. Wezmę kredyt i spróbuję zwiać.
Przez okno z
parasolem. Wyemigruję wewnętrznie
i zrobię to zręcznie.
Chór:
I zrobi to zręcznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz