niedziela, 22 grudnia 2013

Wesołych

W lipcu idę na cmentarz. Babcia trzyma mnie za rękę.
Jest ciepło, bezpiecznie - lubię cmentarz latem.

Mija dziesięć lat. Babciu - zapalam ostatnią zapałkę.

Idę po kostki w błocie. Jest przeraźliwie zimno i wietrznie.
Wchodzę do  domu rodziców, a tam nawet zimniej.

Wigilia i okruszki wiary.

Przeznaczenie kompletnie inne, niż bym sobie życzyła,
więc mówię do lustra: Karp i brzytwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz