Karetka jedzie po mojego syna.
Krew z krwi, trzymam za głowę,
cztery minuty wieczności.
A w oczach strach.
A w myślach słowa zakazane:
złamany kręgosłup, pęknięta czaszka.
Czy mózg wydostaje się na zewnątrz,
czy już śpiewają aniołowie.
Framuga metalowa, droga prosta
jak myśl, zanim się skołtuni.
Serce się kuli w trwodze,
kiedy trzy dni później
syn spada z biurka.
I ten trzask i ta
cisza po nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz