Jeden poeta udaje, drugi zdaje się kretynem,
trzeci poeta na trzeci dzień wstąpił w sadzawkę z błotem;
nikt nie wie co było potem.
Czwarty obśmiał się jak norka na widok pozostałych.
Piąty poeta brał wszystko, a wszystkich obserwował szósty,
skryty za maską wenecką jak za lustrem.
skryty za maską wenecką jak za lustrem.
Siódmy poeta przyszedł z poetką, ale wstydził się strasznie,
bo nie był pewien, czy jest tak brzydka jak głupia,
czy tak głupia jak brzydka.
Wszyscy podpierali ściany i wstydzili się z nim razem.
Szczęśliwie była tam rachityczna wierzba japońska,
która niewiele miała w sobie charyzmy, czy wdzięku,
ale mogła schować poetów na pęczki, bo taka pusta w środku,
aż spytać by się chciało, kto tak bidulę wydrążył.
A to był bal, na którym każdy udawał większego.
piękny blog
OdpowiedzUsuńdziękuję, cieszę się, że się podoba :)
OdpowiedzUsuń